Tajlandia – Khao Sok National Park
Uff to były dwa intensywne dni.
W naszym hotelu przy rezerwacji noclegów poza nocnym safari kupiłam nam także wycieczkę do Parku Narodowego Khao Sok, z noclegiem w domku na jeziorze. Rano vanem spod hotelu ruszyliśmy nad jezioro. Kierowca zbierał turystów z kilku hoteli. W grupie mieliśmy parę z Danii, Niemiec i francuską rodzinę z dziećmi. Przyjechaliśmy do przystani skąd łodzie typu long boat zabierały turystów na wycieczki.
Płynąc podziwialiśmy bajeczne widoki. Zrobiłam setki zdjęć I filmików 😉 Park został założony w 1980 roku i jest jednym z najstarszych i największych parków narodowych w Tajlandii. Chroni on jeden z najstarszych lasów deszczowych na świecie, którego wiek szacuje się na około 160 mln lat – jest starszy nawet od lasów Amazonii!
W 1982 r. na jeziorze została wybudowana Tama Ratchaprapha w celu generowania energii hydroelektrycznej. Tama spiętrzyła rzekę Sok, tworząc jezioro Cheow Lan, które stało się jedną z głównych atrakcji parku. W trakcie budowy przesiedlono lokalne społeczności i wiele gatunków zwierząt, by zachować lokalny ekosystem. Park jest domem dla niezwykle rzadkich gatunków, takich jak olbrzymi kwiat Rafflesia kerrii, tygrysy, słonie indyjskie, gibbony i tapiry. Niestety poza małpami i dzikami innych zwierząt nie udało się spotkać.
Po około półtorej godzinie pływania po jeziorze i podziwiania skalnych formacji dopłynęliśmy do naszych domków. Całość stanowił jeden główny „budynek”, gdzie znajdowała się stołówka, recepcja i wspólne toalety z prysznicami (naprawdę czyste zwłaszcza biorąc pod uwagę dużą ilość ludzi, która tu cały czas rotuje). Domki dla gości rozmieszczone były po obu stronach przystani, na wodzie, połączone molo. Część z nich miała prywatne łazienki. Chodząc po nim, nieważne jakby się człowiek starał iść powoli i delikatnie, całą konstrukcje wprowadzało się w ruch, a domki w falowanie.
Po lunchu mieliśmy czas wolny. Poszliśmy z Jankiem popływać kajakiem, a potem jak większość ludzi chłodziliśmy się w wodzie przy domku. Jezioro jest bardzo głębokie. Z tego co mówiła nasza przewodniczka obok domków ma 60 m głębokości, a w innych częściach nawet 120 m. Będąc na lub w wodzie obowiązywał bezwzględny nakaz noszenia kamizelki ratunkowej.
Po pływaniu, kolejna aktywność – trekking po dżungli. Najpierw podpłynęliśmy naszą łodzią do punktu startu, potem niecałe 1,5 km marszu przez dziewiczy, huczący odgłosami przyrody las. Następnie krótka przeprawa na tratwie przez jezioro i zwiedzanie jaskini. W drodze powrotnej evening safari z pokładu łodzi. Widzieliśmy małpy na drzewach. Myślę, że powinni zdecydowanie wprowadzić tu łodzie z silnikami elektrycznymi, by ich hałas nie straszył zwierząt.
Kolacja i nocleg. Wzięłam zapobiegawczo awiomarin bojąc się kołysania domku.
Kolejny dzień z wczesną pobudką. O 6:30 rano wypłynęliśmy na poranne foto safari. Jezioro było przepiękne przed wschodem słońca. Cisza, spokój, śpiew ptaków, pohukiwania małp. Potem śniadanie i trochę czasu wolnego przed powrotem na ląd. Wzięłam kajak i zrobiłam jeszcze rundkę po okolicy. Myślę, że kajak to najlepsza forma zwiedzania i obserwacji życia nad brzegiem jeziora. Było cudownie.
Droga powrotna do przystani zajęła nam ok 45 minut. Tam czekał już na nas kierowca, z którym wróciliśmy do hotelu. Wszystko bardzo dobrze zorganizowane i zgrane w czasie. Nasza pilotka, Bella odstawiła nas i odebrała kolejną grupę turystów. Pracuje tak codziennie przez miesiąc. Potem wraca do Bangkoku, gdzie także pracuje jako pilotka.
W naszym hotelu dostaliśmy ten sam domek, na piętrze, z tarasem i widokiem na rzekę. Chwila odpoczynku i idziemy do miasteczka coś zjeść. Janek ma ochotę na pizzę. Mhm, to może być niezły eksperyment 😆