Gibraltar
Czytałam różne opinie o Gibraltarze, że warto tu przyjechać, a z drugiej strony, że to niezbyt ciekawa atrakcja. Zawsze lubię sama sprawdzić i mieć swoje zdanie. A będąc tak blisko od Gibraltaru szkoda było odpuścić wypad tam. I uważam, że warto było.
Z okien naszego apartamentu przy dobrej pogodzie widać tą słynną skałę, a nawet wybrzeże Maroka. Dziś mimo słońca skała nie była widoczna, ale za to wiatr trochę lżej telepał palmami za oknem.
Z Estepony do granicy z Gibraltarem jedzie się ok 45 minut. Stanowi on brytyjskie terytorium zamorskie. Zajmuje powierzchnię 6,5 km2, a zamieszkuje go ponad 34.000 ludzi.
Zaparkowaliśmy auto na parkingu po stronie hiszpańskiej i granicę przeszliśmy pieszo. Strażnik rzucił tylko okiem na nasze dowody, po stronie gibraltarskiej też była to jedynie formalność.
Do podnóża skały prowadzi wąski przesmyk, na szerokość którego wytyczony jest pas startowy. Lądują tu głównie samoloty z Wielkiej Brytanii. Gdy któryś zbliża się do lądowania lub startu przejście zamykane jest szlabanami, a moment ten poprzedzają sygnały dźwiękowe.
Po przejściu przez pas startowy ruszyliśmy w kierunku głównej zabytkowej ulicy – Main Street. Pełno jest na niej sklepów, butików, knajp. Znajdują się też charakterystyczne czerwone budki telefoniczne czy skrzynki na listy, znane z londyńskich ulic. Na końcu tej uliczki znajduje się stacja dolna kolejki linowej, którą można wjechać na szczyt wzgórza. Kupiliśmy bilety łącznie z biletami do Nature Reserve, aby móc zwiedzić atrakcje rozsiane na górze. Kolejką wjechaliśmy na wysokość 420 m n.p.m. zajęło to dosłownie kilka minut. Podczas jazdy w wagoniku nagrany głos udzielał informacji co można zobaczyć na górze oraz ostrzegał przed małpami, które potrafią wskoczyć na plecy i rozpiąć plecak szukając jedzenia. Był też komunikat o bezwzględnym zakazie dokarmiania makaków, grozi za to kara 500 funtów.
Z małpami mieliśmy do czynienia już po kilku minutach od wyjścia z kolejki. Faktycznie wskakiwały ludziom na ramiona, na dachy samochodów, w których także można zwiedzić wzgórze. Były niewątpliwą atrakcją. Pracownik parku zalecił trzymanie plecaków z przodu, by mieć większą kontrolę i nie dać się „okraść” małpom. Mi jedna wskoczyła z zaskoczenia na udo. Owinęła się wokół mnie nogami i zaczęła grzebać w kieszeniach bocznych plecaka. Wyrzuciła z nich moją czapkę i mapę. Kręciłam się z nią przez chwilę w kółko nie za bardzo wiedząc jak się jej z siebie pozbyć. Była całkiem spora i ciężka. W końcu sama zeskoczyła widząc, że w kieszeniach nie mam nic do jedzenia.
W sumie na skale spędziliśmy kilka godzin chodząc wyznaczonymi szlakami. Weszliśmy na przeszkloną platformę widokową – Sky Walk. Widoki były fantastyczne! Później zwiedziliśmy jaskinię St Michael’s Cave, która była rozświetlana kolorami w rytm muzyki dobiegającej z głośników. W odróżnieniu od naszych polskich jaskiń, w tej umieszczone były rzędy krzeseł, na których siedząc można było podziwiać spektakl świetlny na ścianach jaskini i jej skalnych formacjach.
Przeszliśmy tunelami wykutymi w skale z początku XVIII wieku. W kilku miejscach tunel przebijał się na zewnątrz, były tam ustawione armaty, którymi wojska broniły się w trakcie wojen o Gibraltar. Przekroczyliśmy także chwiejący się wiszący Windsor Bridge. Na koniec wspięliśmy się schodami wewnątrz wieży zamku mauretańskiego – Moorish Castle, pochodzącego z 711 roku. Nie udało się zwiedzić tuneli pochodzących z okresu II wojny światowej oraz jednych z umocnień, obiekty te były w trakcie renowacji.
Mimo, że nasz bilet obejmował także zjazd wagonikiem kolejki na dół, postanowiliśmy zejść pieszo. Droga prowadziła po stromych schodach, wśród domów. Doszliśmy do Main Street i poszukaliśmy knajpy na obiad. Trafiliśmy na dobrą włoską kuchnię, mimo pierwotnych planów, by zjeść angielskie „fish&chips”.
Po obiedzie szybkim krokiem ruszyliśmy na lotnisko. Janek w telefonie wypatrzył nadlatujący samolot, chcieliśmy zobaczyć jego lądowanie. Udało się 🙂
Do domu zjechaliśmy jak zawsze o zachodzie słońca nieźle zmęczeni.
Jutro ostatni dzień, póki co planujemy go spędzić na luzie, a jak wyjdzie..? 😉
p.s.
Obszar Gibraltaru był pod panowaniem wielu władców. Początkowo rządzili tu Arabowie, potem Hiszpanie. Wielkiej Brytanii został przekazany „na wieczność” na mocy traktatu pokojowego w 1713 r. Mieszkańcy Gibraltaru dwukrotnie odrzucili w referendach z 1967 i 2002 roku możliwość przejścia terytorium pod hiszpańską jurysdykcję. Spór o ten strategicznie położony skrawek ziemi zaostrzył się po wyjściu W. Brytanii z UE. Obecnie znajduje się on w bezgranicznej strefie Shengen.
Z ciekawostek – Gibraltar nie ma naturalnych zasobów słodkiej wody. Ze względów politycznych nie jest podłączony do hiszpańskiej sieci wodociągowej. Obecnie 90% słodkiej wody pochodzi z odsalania wód morskich. W przeszłości pozyskiwano ją z opadów deszczu i gromadzono w potężnych wykutych w Skale Gibraltarskiej zbiornikach. Część słodkiej wody importowano również z Wielkiej Brytanii, Holandii i Maroka.
Napewno na Gibraltar nie jechać swoim autem. Komunikacja miejska + własne nogi.
A co zobaczyć… Wjechać na skalę, latarnia morska, kilka muzeów. Wszystko do zobaczenia w jeden dzień, no max 2.