Okiem selekcjonera

  • 15195814_10209520054990755_509778631662173197_o
  • 15235514_10209520052870702_1234769062481594027_o
  • 15235737_10209520061910928_734689961951207604_o
  • 15235902_10209520058310838_6937530200977963010_o
  • 15250905_10209520030550144_8304618943108284653_o
  • 15259262_10209520060550894_3447400161086076169_o
  • 15259282_10209520050190635_1537187540416683238_o
  • 15259628_10209520025950029_8457011235598945328_o
  • 15259714_10209520034550244_7707170434335748507_o
  • 15271938_10209520046990555_1126973177603315517_o
  • 15272120_10209520026790050_7931572117184536913_o
  • 15304089_10209520053590720_5007335816431327262_o
  • 15304117_10209520024910003_300762674952208015_o
  • 15304380_10209520091871677_3491435619529717213_o
  • 15304633_10209520062470942_4349757026942389357_o
  • 15325358_10209520061030906_6320460562393655196_o
  • 15326085_10209520060590895_7892051017896258915_o
  • 15326302_10209520058630846_1924591197001776961_o

 

Wreszcie mogę się spokojnie położyć i odpocząć. Dochodzi 19, za oknem ciemno. Dużo się dziś działo. Z drugiej strony, to właściwie odkąd tu przyjechaliśmy wciąż coś się dzieje. Zabrałam z Polski 3 książki, na które w domu nie miałam czasu, ale chyba wrócą ze mną nieprzeczytane do Poznania.

Rano potruchtałam sobie 40 minut. Pobiegłam w kierunku lasu, niedaleko Kamariny, rok temu też tam biegaliśmy. Droga jest spokojniejsza, bo nie ma tu pędzących aut i motorów, ani krów czy stad owiec. Jest za to bardzo pagórkowata. Wyszedł mi z tego trening siłowy, podbiegi i zbiegi. Drogi tu są twarde, kamieniste, bardzo nierówne. Stopy mocno dostają w kość. Trzeba uważać, by nie przegiąć. Po treningu zimny prysznic, bo mimo kilkukrotnego zwracania uwagi obsłudze hotelu na zepsutą grzałkę i ich zapewnieniom, że zaraz to będzie naprawione, to od 5 dni myjemy się w zimnej wodzie. No nic będzie to naszą kartą przetargową w negocjacjach z Kipsangiem na temat ostatecznej ceny jaką mamy zapłacić za pobyt w hotelu. Póki co proponował nam rabat 9 procent. Jeszcze się z nim osobiście nie spotkaliśmy. Jest poza Iten, jak zawsze zabiegany. Gdzieś wpadła mi w oko informacja, że 9.12 ma odebrać dyplom ukończenia studiów.

O 10 rano przyszli pod hotel chłopacy. Tym razem był Meshack, Thomas i Reuben, których już znaliśmy oraz ich dwóch kolegów Chris i Roger. Chłopaki od rowerów podstawili nam maszyny, Thomas sprawdził czy się nadają do jazdy i ruszyliśmy. Chłopacy w ramach rozgrzewki dobiegli do Kamariny. Tam standardowo koordynacja w staniu, marszu i truchcie. Ćwiczenia oparte na rytmie wieloskoku, skakanka i ekscentryka. Meshack i Thomas, z którymi biegaliśmy dwa dni temu przyznali, że mocno czują mięśnie pośladków. To po ekscentryce. Yacool ostrzegał, by w każdej serii nie robili więcej niż 20 powtórzeń na nogę. Ale oni jak dzieci, tak im się spodobało, że robili znacznie więcej. Dziś Meshack śmiejąc się stwierdził, że płaci cenę za nieposłuszeństwo. Marcin też przyznał, że bardzo czuje pośladki i czwórki. Znak, że na ostatnim treningu chłopacy uruchomili inne mięśnie.

W trakcie naszych ćwiczeń na stadionie robotnicy budujący trybunę zeszli z rusztowań i przewiesili głowy przez ogrodzenie z blachy falistej. Mieli niezły ubaw z nieporadności chłopaków, ale ci w trakcie kolejnych ćwiczeń coraz lepiej sobie radzili. No, może poza Thomasem (to ten, który biegał w Warszawie, pisałam o nim w poprzedniej relacji). Pochodzi z regionu jeziora Turkana. Śmialiśmy się z niego pytając czy wszyscy z jego plemienia są tacy sztywni i nieporadni. Powiedział, że następnym razem zabierze nas w swoje rewiry, żebyśmy mogli sami się przekonać.

Po ćwiczeniach przyszedł czas na bieganie. Meshack prowadził, a chłopacy biegli za nim. Yacool jechał obok na rowerze, dając im wskazówki i nagrywając. Mieli wykorzystać w biegu to, co wcześniej ćwiczyli. Rytm, zgranie nogi z łokciem, niskie zejście przy lądowaniu, ładowanie nogi i przede wszystkim luz. Po zrobieniu okrążenia zatrzymywali się, robili kolejną sesję ekscentryki i ruszali do biegu. Yacool dla każdego miał indywidualne wskazówki. Dobrze, że chłopaków nie było więcej, bo mógł się na każdym skupić.

W trakcie każdego okrążenia zaczynali powoli i w trakcie rozkręcania się przyspieszali. Ostatnią prostą kończyli w tempie 2:40/km i mówili, że nie czuli, że jest tak szybko. Wyglądało to naprawdę dobrze, zwłaszcza w wykonaniu Meshacka. Chłopak nawet się nie spocił, do końca treningu pozostał w swojej kurtce. Yacool powiedział, że jest petarda. A zważywszy na to, że mało kto jest w stanie zadowolić jego oko nawet w Kenii dobrym ruchem biegowym, to rzeczywiście musi być petarda. Ciekawe czy istnieje takie słowo w języku kalenjin.
Na koniec pokazaliśmy im jeszcze ćwiczenia na rozciąganie, zwłaszcza mięśni pośladkowych i daliśmy im piłki do masażu. W ramach relaksacji yacool zrobił im krótką sesję metody Feldenkreisa. Jak skończył powiedział, że to jest luz jakiego chce od nich w trakcie biegu. Wolno wróciliśmy do hotelu. Meschack nie miał dość i yacool pokazał mu jeszcze jedno ćwiczenie na koordynację, załapał i hycał sobie do hotelu machając jedną ręką w przód, drugą w tym samym czasie w tył, przy jednoczesnym wychodzeniu w górę jak przy wieloskoku.

Okazało się, że Rueben od maja zmaga się z kontuzją i nic mu nie pomaga. Boli go prawa piszczel po zewnętrznej stronie. Swoją drogą ma tak chude te nóżki, że jak go yacool naciskał, to patrzyłam na to pełna obaw czy go nie połamie… Chłopacy byli wyraźnie zmęczeni. Dziwne, biorąc pod uwagę, że zrobili raptem 4 okrążenia na stadionie. Okazuje się, że tak mocno odczuli mentalne zmęczenie, przez konieczność utrzymywania koncentracji podczas ćwiczeń.

Planowaliśmy zaprosić ich na herbatę. Ale Reuben stwierdził, że jest 13 i to pora lunchu. Tak więc postawiliśmy im lunch, ugali z managu i kapustą. Bardzo smaczne i proste jedzenie. Ja jako jedyna jadłam rękami, oni używali sztućców. Przeanalizowaliśmy też na szybko nagrania z treningu.
Pożegnaliśmy się, bo na 16 mieliśmy już umówione kolejne spotkanie w hotelu Kerio View z Kipem, z Adidasa. Pojechaliśmy tam motorkiem. Z tego miejsca roztacza się piękny widok. Jest to też miejsce, gdzie rozpoczynają szybowanie paralotniarze. Nasz kierowca powiedział, że niestety klimat się zmienia i teraz sezon trwa krócej niż jeszcze kilka lat temu.

Przyszliśmy na umówione spotkanie w Kerio View. Kip okazał się młodym, 28 letnim chłopakiem. Pochodzi z Francji i jest byłym zawodnikiem. W przeszłości biegał w granicach 14 minut na 5 km i poniżej 30 minut na 10 km. Dzięki temu zdobył stypendium i wyjechał na studia do USA. Tam założył fundację i zaczął zbierać pieniądze na swój kenijski projekt. W wieku 21 lat przyjechał do Kenii, jedynie z plecakiem. Sprowadzał buty, które rozdawał biegaczom. Zaczął też śledzić tutejsze zawody i wyłapywać najlepszych biegaczy. Dziś pracuje m.in. dla Global Sport Communication, czyli dla Josa Hermensa oraz dla Adidasa. Jest ich selekcjonerem. Jeździ na zawody, analizuje wyniki, wyłapuje najszybszych. Powiedział, że jest kilka kryteriów, które biegacz musi spełniać, by dostać się do firmy sponsorskiej: świetne wyniki tu osiągane, znajomość angielskiego, bystrość i umiejętność komunikacji.
Kip ma 28 lat, ma tu żonę i dziecko. Spędza tu 8 miesięcy w roku. Robi to co lubi, prowadzi życie które mu odpowiada i dobrze zarabia. Biega już tylko 3-4 razy w tygodniu dla przyjemności. Mówi, że teraz co najwyżej może robić za pacemakera swojej żonie, która też biega. Nie zapytałam czy jest Europejką czy Kenijką, ale podobno biega ok 31 minut na dychę.
Pogadaliśmy z nim o projekcie Sub2 i tym co nas interesuje, czyli stworzeniu takiego projektu także w odniesieniu do krótszych dystansów, od 800 m wzwyż. Pokazaliśmy też nagrania biegu Meshacka. Kip zaproponował, by Meshack dołączył do niedzielnego long run. Powiedzieliśmy, że ten niedawno startował w maratonie i raczej nie jest jeszcze w formie na taki mocny trening z jego grupą. Kip zaproponował więc spotkanie i spokojniejszy trening w poniedziałek.
Zapytaliśmy Kipa czy zna Alice Aprop Nawowunę (była czwarta na 10000 m na tegorocznych Igrzyskach w Rio). Yacool się nią interesował, bo miała bardzo dobry, męski ruch biegowy. Kip zna ją i to dobrze, ale powiedział, że ta dziewczyna ma w głowie bałagan i jest pełen obaw co do jej dalszej kariery. Oby się mylił. Zna też Richarda Yatora Kimuniana (Mistrza Świata Juniorów na 3000 m z 2015 r). To ten chłopak, którego yacool szukał już w zeszłym roku i pisał o nim w artykule poświęconym pracy rąk podczas biegu ( http://bieganie.pl/?show=1&cat=313&id=8089). Podobno cały czas biega, nie ma go na Diamond League, bo jest za młody (ma 18 lat) i Athletics Kenya go jeszcze nie dopuszcza do takich imprez, bo jest tu wielu innych, starszych. On jeszcze ma czas. Umówiliśmy się więc z Kipem na rano w poniedziałek, na Kamariny. On też ma z nami poćwiczyć, by poczuć czym się zajmujemy i jakie jest podejście yacoola do biegania. Trochę się tego obawiam, bo widząc go wczoraj na stadionie widziałam jak sztywno się poruszał. Jak mu yacool pokaże nasze układy, a chłopak ich nie ogarnie, to może się zamknąć na dalszy kontakt.

W drodze powrotnej kupiliśmy siatkę owoców. Nasza znajoma sprzedawczyni ze straganu miała dla nas obiecane czerwone banany. Kupiłam ich całą kiść, do tego papaję, mango i awokado. Za 3 dolary owoców na dwa dni. Podobno czerwonych bananów nie uprawiają w Kenii, sprowadzają je z Ugandy. W naszej hotelowej restauracji zjedliśmy jeszcze podwójną porcję chapati z surówką, popiliśmy czarną, gorzką herbatą.
Teraz oglądamy w lokalnej tv „Księcia w Nowym Jorku”, wczoraj był „Chudy i Grubszy”, a przedwczoraj „Rambo”.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.