Ostatni trening techniczny
21.01
Rano przyszedł do nas Meshack i Daniel. Razem z chłopakami z EdiTeam Zgorzelec (Robertem i Michałem) poszli zrobić luźne 10 km. Kończąc mieli dobiec na stadion w centrum. Antek poszedł zrobić swoje rozbieganie. Ja razem z Jankiem, Levim i Makgajwerem (który planował swój trening wykonać po południu) weszliśmy do Nancy na śniadanie. Usmażyła nam pyszne naleśniki, do tego zaserwowała po kubku świeżego soku z mango, rewelacja.
Ze wszystkimi spotkaliśmy się na boisku. Była tam też ekipa coacha Eryka. Yacool przeprowadził z naszymi i kenijskim biegaczami ostatni trening techniczny. Były ćwiczenia aktywizujące pracę mięśni pośladkowych, łapanie sprężyny w truchcie, bieganie z kijem dla zatrzymania rotacji obręczy barkowej. Z pick-upa coacha dochodziły głośne dźwięki muzyki Kalenjin, w rytm której wykonywali zadania. Wszyscy świetnie się bawili.
Na koniec Bartek nasz joga master z Inna Yoga pokazał jeszcze parę ćwiczeń, które mogą wspólnie wykonywać po treningu, aby zrelaksować mięśnie po ciężkiej pracy. Wieczorem Daniel powiedział nam, że ma już 10 chętnych osób, z którymi będzie wykonywał sesje jogi po naszym wyjeździe.
Po treningu jak zawsze podjechaliśmy do pobliskiej restauracji na herbatę i chapati. Jedząc rozmawialiśmy o treningu, naszym zbliżającym się wyjeździe i planach na przyszłość.
Wracając zaszliśmy na pocztę. Pracująca tam pani, zgodnie z obietnicą sprowadziła dla nas kartki pocztowe. Wypisaliśmy i nadaliśmy. Zobaczymy czy i kiedy dojdą.
W domu przygotowaliśmy lekki lunch. Był makaron z pastą awokado i pomidorami. Myślę, że wracając do kraju, jak co roku przywiozę sobie plecak owoców, by choć na chwilę jeszcze przedłużyć smak Kenii. Zanim się obejrzeliśmy zrobiło się popołudnie i na naszym podwórku zaczęli się gromadzić Kenijczycy na wspólną jogę. Dołączył też do nas znajomy z USA – Levi. Przyleciał tu tylko na tydzień, głównie by się z nami spotkać. W ciągu chwili obudziły się w nim dawne wspomnienia biegania po kenijskich ścieżkach i pragnienie by ponownie tu wrócić na dłużej.
Po jodze, przy blasku wschodzącego księżyca, poszliśmy do Nancy. Był tam też jej 11-letni synek, który bardzo chciał nas poznać i porozmawiać z moim Jankiem. Zapraszali go nawet do nich na noc. Nancy jak zawsze nakarmiła nas do syta. Było ugali, chapati, managu, sukuma, cabbage, groszek zielony, ndengu. Makgajwer wziął z sobą puszkę dżemu. Chłopaki zaczęli jeść chapati i ugali z dżemem, na deser. Kto wie, może Kenijczycy podłapią ten pomysł. Zwłaszcza przy ich uwielbieniu do słodkich rzeczy. Z pełnymi brzuchami i w dobrych nastrojach wróciliśmy do guesthousu. Na kolejną herbatę nie mieliśmy już miejsca. Chwilę pogadaliśmy i przed 22 poszliśmy spać. Śmiejemy się, że z dnia na dzień jak dzieci coraz wcześniej lądujemy w łóżkach.