Szybka dycha w Pradze
Kilka lat temu nawiazalismy ciekawą współpracę z RunCzech, organizatorem biegów ulicznych w Czechach. Od tego czasu 2-3 razy do roku jeździmy za południową granicę Polski jako dziennikarze i piszemy relacje z tych wydarzeń. W ramach cyklu biegacze mają do wyboru biegi na dystansach od 10 km do maratonu, zarówno w stolicy Czech, Pradze jak i urokliwych miastach poszczególnych regionów, w Ołomuńcu, Czeskich Budziejowicach czy Karlovych Warach. Szczegóły dostępne są na ich stronie www.runczech.com.
Jadąc do Pragi zajechaliśmy najpierw do Mike’a ze Świebodzina, który produkuje batony naturalne Willow. Zrobiliśmy szybką inspekcję jego fabryki, zaopatrsyliśmy się w batony i ruszyliśmy dalej do Roberta z projektu Sub9. Yacool zawsze korzysta z okazji do zrobienia z nim wspólnego treningu. Tym razem Robert biegał na stadionie, a yacool towarzyszył mu na rowerze nagrywając. Robert zaskoczył i zaczął wyraźnie inaczej biec. Był zachwycony swoimi odczuciami. Teraz przed nim dalsza praca nad oswajaniem nowego ruchu i szukanie sposobu na zatrzymanie bujajacej się na boki obręczy barkowej.
Z samego rana ruszyliśmy ze Zgorzelca do Pragi. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Na konferencji przedbiegowej została przedstawiona dziennikarzom damska i męska elita zawodników. RunCzech jak zawsze zadbał, by bieg był bardzo szybki. Jutro wystartuje w Pradze aż ośmiu biegaczy, którzy mają życiówki poniżej 28 minut i to sporo. Janek pstryknął sobie zdjęcia z ubiegłorocznym zwycięzcą, Benardem Kimeli, do którego należy rekord trasy (27:10). Kenijskie biegaczki będą starać się uzyskać czas poniżej 30 minut.
W czasie lunchu, w restauracji minęła nas jedna z Kenijek, która niosła talerz z chapati. Zapytałam ją czy może poczęstować jednym z nich Janka. Zgodziła się ze śmiechem 🙂
Po lunchu poszliśmy z Jankiem na spacer po Pradze. Wyczytałam kiedyś, że mają tu wzgórze z metalową wieżą w stylu Eiffla. Najpierw podjechaliśmy trzy stacje metrem, a potem poszliśmy spacerem przez most i park. Na wzgórze wjechaliśmy kolejką torową. Pokręciliśmy się trochę po wzgórzu, a potem zjechaliśmy na dół. Dalej wzdłuż rzeki, przez słynny Most Karola i stare miasto. Wróciliśmy do hotelu po 3h nieźle zmęczeni.
Siedzimy w restauracji na kolacji już ponad godzinę. Przyglądamy się Kenijczykom, jak chodzą, siedzą, jedzą niespiesznie. Są w tym niesamowici.