Trening techniczny w lesie

 

30.12

Wczorajsze piwo podziałało i znacznie lepiej mi się spało. Ale rano po przebudzeniu czułam lekki szum w głowie. Dawno nie piłam alkoholu.

Zebraliśmy się, wysmarowaliśmy kremem do opalania i poszliśmy wypożyczyć rowery. Na miejscu wypełniłam niezbędny druk i ruszyliśmy. Rowery były mocno zdezelowane, najbardziej bałam się czy hamulce będą działać. Na asfalcie było w miarę, ale na leśnych pagórkach znacznie gorzej. Do tego w moim nie działały przerzutki i mocno skrzypiał.

 

Podjechaliśmy pod dom Meshacka. Mieszka na drugim końcu wsi. Meshack miał dla nas niespodziankę. W dwóch bidonach zaparzył nam gorącej czarnej herbaty. Jest bardzo opiekuńczy. Wsiedliśmy na rowery i podjechaliśmy po Daniela, który mieszka paręset metrów dalej. Chłopaki były ciekawe jaki trening yacool im szykuje, ile zrobią kilometrów. Jacek szybko im wybił z głowy długie bieganie, na rzecz jakościowego treningu technicznego – z licznymi postojami i uruchamianiem mięśni pośladkowych do pracy.

Zjechaliśmy z głównej drogi, na kamienistą, szutrową – prowadzącą do lasu. Często się zatrzymywaliśmy. Chłopaki robiły te same ćwiczenia co uczestnicy naszych weekendowych warsztatów organizowanych w Polsce. Z pobliskich obejść wybiegały dzieciaki i krzycząc na jednym wydechu „Mzungu, how are you? Give me money!” przyglądały się temu co robimy. Potem biegły za rowerami. Wczoraj wieczorem mocno padało i ścieżki w lesie były obłocone, a łąki podmokłe. Dotarliśmy do polany, na której kilka lat temu także robiliśmy trening z chłopakami. Bardzo lubię to miejsce. Otaczają je wysokie, baśniowe drzewa, u nas takich nie ma. Często, tak jak i dziś, skaczą po nich czarno-białe małpy. Las aż tętni życiem i odgłosami. Na polanę często przychodzi ktoś ze swoim stadkiem owiec, krową, czy osłem.

Dziś przyszedł chłopiec z psem, bardzo wychudzonym. Położył się na trawie obok nas, pies usiadł i nie zwracał na nas żadnej uwagi. Zapytałam go jak ma na imię jego pies. Wydawał się zdziwiony. Pies to pies, nie ma imienia. Nie przebywa z nimi w domu, nikt go nie głaszcze, nie przytula, ani się z nim nie bawi. To co znajdzie to zje, ewentualnie dostaje trochę ugali. Od razu pomyślałam o naszym Sudanie, jak zapewne okupuje teraz fotel i ładuje się do łóżka mojemu tacie, który się nim zajmuje.

Po kolejnej godzinie różnych ćwiczeń aktywizujących ruszyliśmy w drogę powrotną. Pożegnaliśmy się z chłopakami i pojechaliśmy oddać rowery. Wypożyczalnia była zamknięta, a my nie mieliśmy telefonu do właściciela. Na szczęście Alex miał. Uzgodnił, że mamy zabrać rowery do domu i oddać jutro. Dziś jest niedziela, większość ludzi idzie do kościoła i spędza ten czas z rodziną. Wracając, na straganie dokupiłam trochę warzyw. Udało mi się dostać paprykę, ostatnio chłopacy nie wiedzieli czego szukam i nie potrafili mi pomóc. Na paprykę tutaj mówi się „hoho”. W pobliskim sklepiku, prowadzonym przez miejscowego o imieniu Pius kupiłam paczkę spaghetti. Dziś postanowiłam zrobić obiad w domu.

Alex był na miejscu. Po naszym porannym wyjściu zabrał się za sprzątanie, pomył podłogi i ogólnie ogarnął. To należy do jego obowiązków, dbanie o porządek w guesthousie. Yacool, po wczorajszym obżarstwie, zrobił sobie dziś dzień głodówki. Ponieważ do dyspozycji mam tylko jeden palnik na butli z gazem, ugotowałam spaghetti i do tego zrobiłam sałatkę, z tego co miałam – pomidory, cukinia, papryka, cebula, awokado. Nie dodałam dziś ostrej papryczki, którą wczoraj zamiast pieprzu przyniósł mi Meshack, bo wykrzywiało buzie wszystkim. Alex chciał do tego jeszcze iść po chapati, ale przekonałam go, że makaron i chapati to już za dużo. Zjadł ze smakiem. Razem z yacoolem traktujemy go trochę jak syna, jest taki malutki i drobniutki, bardzo uczynny i pracowity.

Chłopacy zdali nam raport, że są bardzo zmęczeni i senni po wspólnym treningu. Dziś każdy spędził popołudnie u siebie. Jutro mają przyjść koło południa porobić jogę. Zainteresowali się tymi ćwiczeniami i chcą sobie je utrwalić. My przy okazji spotykania różnych znajomych zapraszamy ich na wspólny trening z Bartkiem, naszym joginem. Bartek też jest ciekawy na ile ich ciała są elastyczne. My po dzisiejszym treningu z chłopakami widzimy, że i ich dotyczą blokady w stawach biodrowych. Choć zapewne przyczyny ich ograniczeń są inne niż nasze, to tak samo jak my muszą nad tym pracować.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.