Warsztaty w Kenii – podsumowanie
To był nasz czwarty wyjazd do Kenii, ale pierwszy, na którym organizowaliśmy warsztaty biegowe dla uczestników z Polski. Kenia to inna bajka niż warsztaty robione w Polsce. Przede wszystkim trzeba było wytłumaczyć wszystkim, że można tutaj biegać bezpiecznie, i że lew owszem – czasem zjada człowieka, ale… Ostatnio z dużo większym prawdopodobieństwem można zostać trafionym w naszych lasach przez szalonego myśliwego, goniącego za ostatnim dzikiem. Za to populacja wilków rośnie i bycie na szczycie łańcucha pokarmowego nie jest już u nas takie oczywiste.
O ile istnieją uzasadnione obawy, co do bezpieczeństwa w większych miastach Kenii, takich jak Nairobi, Mombasa, albo Kisumu, to już na kenijskiej wsi można poczuć się bardzo komfortowo. A jeśli ta wieś nazywa się Iten, to dla wszystkich mieszkańców jest jasne, że biały przyjechał tu pobiegać i nikt się temu nie dziwi.
Turystycznie:
Pierwszy raz uczestniczyłem w wyprawie, którą prowadzili sami uczestnicy, czyli Agata i Jacek, a w dodatku na indywidualnych warunkach tj. nie w hotelu x-gwiazdkowym lecz w wynajętym domu typu kenyan-haus, nie stół szwedzki lecz regionalne potrawy z przydrożnych barów i nie klimatyzowany autokar lecz matatu lub motor, a najlepiej pieszo 🙂 w klapkach lub na boso. Gdyby było inaczej, nie doświadczyłbym życzliwości, gościnności i kultury kenijskiej społeczności. Słowo na temat chorób i bakterii przed którymi skutecznie lekarze przestrzegają: nic nie brałem, nie szczepiłem się i mam się wspaniale. Oczywiście ogólne zasady higieny przestrzegałem i wody z kranu nie piłem, ale mycie owoców i naczyń kuchennych pod wodą z kranu nie wpłynęły na zaburzenia zdrowotne, ani u mnie ani u innych uczestników.
Podsumowując walory turystyczne: nie wyobrażam sobie już inaczej planować podróży do nowych krajów jak tylko w takiej konwencji – z przewodnikiem zapoznanym z regionalnymi knajpami i obyczajami oraz noclegi w klasie medium dla tubylczej społeczności – tylko wtedy można poczuć na sobie smak i rytm życia.Treningowo:
Jechałem do Kenii chłonąć wszystko co możliwe oczami, płucami i sercem. Moją uwagę skupiałem na wszystkich elementach ruchu kenijskiej ludności: czy stoją, czy siedzą, czy leżą – są podobni do nas. Jednak jak zaczynają biec, stają się zwierzętami. To wspaniały widok patrzeć na nich i nie dziwię się bratu Colmowi, że codziennie ich obserwuje, bo jest na co patrzeć. Już w marszu ich lekki i swobodny ruch w dużym zakresie wahadła z mocno wysuniętą nogą wykroczną do przodu, robi wrażenie!
W biegu istotną cechą jest lądowanie na palce. Już nie śródstopie, ale prawie na same palce, najczęściej dużego palucha i to niezależnie od prędkości, czy w truchcie czy na akcentach. To zaobserwowałem u niebieskiego Keniola. Drugi element to sztywność nogi podporowej, a jednocześnie sprężystość wybicia jak z procy. Oni podskakują, a raczej skaczą. Bardzo duża dynamika wybicia nie tylko na dużych prędkościach. Ta sama jest na rozbieganiu, a nawet na stromych podbiegach. To że się nie męczą to inna kwestia, czyli adaptacja do wysokości 2500m npm, ale technika robi wrażenie! Zbiegi tak samo sprężyste, bez widocznych przeciążeń. Długi sprężysty krok na stromym zbiegu, wow! Moje spostrzeżenia potwierdzają fakt, że większość kenijskich biegaczy ma zwiększoną ruchomość pantografu. Ich bieg (trucht, czy rytmy) jest bardzo miękki, a nogi mocno pracują kolanami do wewnątrz uzyskując przywiedzenie z zakresem dla nas nawet trudno osiągalnym w statyce – fenomen!
Przy okazji uprawianej jogi nie stwierdziliśmy u Kenijczyków większych zakresów ruchowych niż nasze, białe :). Ja osobiście odkryłem duże postępy ruchowe przez stosowane ćwiczenia w jodze i włączyłem je do mojego codziennego treningu, a raczej do pracy nad sprawnym ciałem.Dziękuję wszystkim za wspólny i bardzo owocny czas w Kenii :).
Robert
Zawsze będę powtarzał, że nie ma to jak doświadczenie własne i przeżywanie na własnej skórze życia, tak przecież odmiennego od naszego. Obcowanie z Innym – taki mógłbym dać podtytuł dla tych warsztatów. Wielu białych biegaczy z całego świata, przyjeżdża do Iten w poszukiwaniu formy sportowej, bez potrzeby integracji z miejscowymi biegaczami i ludnością lokalną. Nasi Kenijscy przyjaciele widzą i czują takie instrumentalne podejście. Dlatego doceniają każdy gest mzungu, nawet jeśli jest on dla nich niezrozumiały. Zderzenie kultur, różnych zachowań, niekiedy absurdalnych, jeszcze bardziej zaciekawia każdą stronę i zacieśnia relacje. Dlaczego czarni mają jasne, pulchne stopy w kolorze i fakturze mandazi, ciastek które smażą na głębokim oleju? Dlaczego biali mają takie wielkie nosy, które utrudniają widzenie i picie herbaty? Skoro czarni pochodzą od pawianów, bo wyglądają jakby wczoraj zeszli z drzewa, to biali, a właściwie różowi jak świnie, z pewnością chwilę wcześniej powstali z czworaków od koryta. Takie i inne wnioski płyną pośród śmiechu, rozmów i wzajemnego badania się z bardzo bliskiej odległości. Gdzie pośród tego wszystkiego jest bieganie? Na drugim planie.
Na obozie nie zrobiłem jakiegoś wielkiego progresu ruchowego – porównywalnego z postępem jaki miałem po warsztatach w poznańskim Iten. Dotarło też do mnie, że ruch łapię najwolniej ze wszystkich których znam, oraz że nie potrafię złapać go od kogoś „z boku” – to przebiega po prostu za wolno.
Na zajęciach mogłem zapamiętać co widziałem i analizować to później we własnym zakresie, na spokojnie. Zapamiętałem jebnięcie Michała (jednego z uczestników obozu) w glebę, mam je zresztą nagrane i czasem do niego wracam.
Bardzo dobrym pomysłem było sprowadzenie Bartka (jogamaster) i codzienne sesje jogi. Obudziły we mnie rutynę wykonywania codziennie serii asan jako zabieg na równi z higieną. Gdy nie ćwiczyłem przez kilka dni, poczułem się jak bez kąpieli, jak brudas.
Przełomem było odkrycie mizeroty mobilności mięśni biodrowych – i od tego czasu czuję, że rzeczywiście coś się ruszyło. Małą łyżeczką, kawałek po kawałku, ale się dzieje. To najważniejszy, choć przecież trywialny wniosek z obozu – i punkt do weryfikacji i pracy na starcie dla nowicjuszy.
Cieszę się też, że w Iten mogłem pobiegać tak jak chciałem i gdzie chciałem. Zwiedzanie okolicy biegiem to dla mnie niezapomniane chwile. Gdybyśmy wychodzili tylko na treningi techniczne, byłbym trochę rozczarowany.
Podsumowując – choć progres ruchowy, po który pojechałem następuje teraz, jestem bardzo zadowolony. Nic bym nie zmienił w organizacji i rytmie dnia. Bardzo podobała mi się też ekipa i mam wrażenie że udało nam się fajnie zgrać i spędzić te kilkanaście dni w przyjacielskiej atmosferze. A sama Kenia, a w szczególności Iten pozostawiły w mojej pamięci niezatarte wspomnienia i sentyment do którego nie raz będę z przyjemnością wracał. Może tylko myślami, ale mam nadzieję że również w rzeczywistości.Antek vel Poranny biegacz
Antek tak się wkręcił, że wykręcił miniprzewodnik po Iten. Przyda się każdemu, kto marzy o zobaczeniu tego miejsca, ale waha się podjąć decyzję o podróży.
Iten nie jest jedynym miejscem, gdzie można spotkać wielu kenijskich biegaczy, a pośród nich sportowe sławy z pierwszych stron gazet. Jest jeszcze Eldoret (Town of champions), jest Kaptagat (baza Eliuda Kipchoge), jest Kapsabet (Source of champions). Te i inne miejsca czekają na odwiedzenie. Podczas tego pobytu planowałem potrenować i poobserwować mojego niebieskiego Keniola. Planowałem też dalsze projektowanie ciała i ruchu Meshacka. To udało się zrobić. Mam nieco nagrań z nimi i z innymi Kenijczykami. Filmy czekają na zmontowanie. Będę je wrzucał na bloga w najbliższym czasie. Planowałem też spotkać się z Kipchoge i jego trenerem. Tego nie udało się zrobić. Może następnym razem. Nie spieszy mi się.
Po głowie chodzi mi już od kilku lat stworzenie w Iten lub w okolicy Iten, miejsca które byłoby stałą bazą. Taką polską placówką dla biegaczy z Europy, którzy szukają czegoś więcej niż tylko biegania w wysokich górach. Treningi techniczne, treningi funkcjonalne, biegi za dobrze technicznie wyszkolonym, kenijskim pacemakerem, właściwie wtedy techmakerem. Ostatnio wpadła też na orbitę przemyśleń joga i rodzą się pomysły na jogę funkcjonalną, czyli taką, która stanie się narzędziem do przebudowy tkanek w kierunku tworzenia maszyn do biegania. Pomysłów jest wiele, czasu również.