Sycylia na weekend (1)
Początek polskiej pory deszczowej nigdy nie jest dla mnie łatwy i przyjemny. Zwłaszcza po pięknym, ciepłym lecie. W głowie roiło mi się od miejsc, w które można by choć na chwilę uciec. Miał to być babski wyjazd. Warunek: słonecznie i ciepło. Wybór padł na Sycylię. Udało się dostać atrakcyjne loty z Katowic w terminie około weekendowym, piątek-poniedziałek, w połowie października. Jako, że do wyjazdu nie było zbyt dużo czasu, zaczęłam planować te kilka dni, by jak najlepiej wykorzystać czas na włoskiej wyspie. Lubię mieć plan działania, zwłaszcza gdy wyjeżdżam w dane miejsce po raz pierwszy i to na krótko. Nie chcę potem tracić czasu na zastanawianie się, co by tu zrobić i szukanie atrakcji mając do dyspozycji ograniczony pobyt. Z jednej strony chciałyśmy jak najwięcej zobaczyć i dość aktywnie spędzać ciepłe dni, z drugiej miałyśmy ochotę na powłóczenie się niespiesznie po zabytkowych uliczkach, zahaczenie o klimatyczne, lokalne knajpki i skosztowanie miejscowych specjałów.
Mój plan rysował się tak:
Dzień 1: Poranny wylot z Katowic na Sycylię. Lądowanie w Katanii ok. 8 rano. Dojazd do centrum. Śniadanie w lokalnej knajpie i spacer po mieście. Zakwaterowanie w mieszkaniu. Wycieczka do Syrakuz. Powrót pod wieczór, kolacja na starówce Katanii.
Dzień 2: Całodniowa wycieczka na Etnę.
Dzień 3: Całodniowa wycieczka do Taorminy.
Dzień 4: Poranny wylot do Polski.
Zaczęłam ogarniać wyjazd pod kątem logistyki. Gdy już wiedziałam co chcę zwiedzić, rozpoczęłam szukanie w necie informacji jak będziemy mogły dostać się w dane miejsca. Z reguły lecąc gdzieś na kilka dni wynajmuję na lotnisku auto. W przypadku Sycylii stwierdziłam, że nie będzie ono niezbędne. Przeglądając strony rezerwacyjne kilku wypożyczalni wszędzie była informacja, że mimo wykupienia pełnego pakietu ubezpieczenia, znoszącego udział własny w szkodzie i tak w przypadku kradzieży zostanie mi potrącone z karty kredytowej 500 EUR. To był główny motywator, by tak zorganizować wszystko, byśmy obyły się jednak bez auta. Kluczowy w takiej sytuacji jest kompaktowy bagaż. Od dawna na takie wycieczki wybieram się z niewielkim 20 litrowym plecakiem z Decathlonu. Spokojnie można się w niego spakować lecąc w niedługą podróż, a dodatkowo spełnia wymogi Raynair i Wizzair bagażu podręcznego. Wrześniowa przygoda w Atenach udowodniła mi, że tak naprawdę nie potrzeba zabierać wielu rzeczy…
Drugim punktem było znalezienie mieszkania, które miałoby wygodną lokalizację. Po przejrzeniu wielu ofert i korespondencji mailowej z właścicielami (bo w grę wchodził jak najwcześniejszy check-in) wybrałam nieduże mieszkanie z airbnb, kilka minut od placu Piazza Pappa Giovanni XXIII, z którego odjeżdżały autobusy na lotnisko oraz do miejscowości, które chciałyśmy zwiedzić.
K A T A N I A
Lotnisko w Katanii jest bardzo dobrze skomunikowane z centrum. Nieduże, ale całkiem przyjemne – nie to co w Katowicach – to zrobiło na mnie mega negatywne wrażenie (ciasne, brudne, tłoczne, brzydkie). Zaraz po wyjściu z terminala znajduje się przystanek, skąd autobusy odjeżdżają często w obie strony. Przejazd do centrum to koszt 4 EUR/ os i zajmuje ok 30 minut. Po wyjściu z lotniska przywitało nas piękne słońce. Szybko zdejmowałyśmy i upychałyśmy w plecakach ciepłe bluzy. Wysiadłyśmy z autobusu „na oko” – gdy dojrzałyśmy za oknem budynki świadczące, że jesteśmy w pobliżu starego miasta. Miałyśmy sporo czasu, bo w mieszkaniu mogłyśmy pojawić się dopiero ok 11. Niespiesznie zatopiłyśmy się we włoski zgiełk. Trafiłyśmy na market warzywno-owocowo-rybny. Mnóstwo straganów z kolorowymi produktami, świeżymi rybami i owocami morza. Znalazłyśmy knajpkę na małym placyku i zamówiłyśmy po misce sałaty i kawę. Przyglądałyśmy się porannemu rozgardiaszowi. Około 11 ruszyłyśmy w kierunku naszej kwatery. Trochę kluczyłyśmy, bo w wąskich uliczkach gps często gubił zasięg. W końcu dotarłyśmy na miejsce. Szybki prysznic, przebranie w lżejsze ciuchy i poszłyśmy na przystanek, z którego odjeżdżał autobus do Syrakuz. Długo czekałyśmy, inne miałam informacje o rozkładzie jazdy na stronie przewoźnika w internecie, inne widniały na przystanku, a jeszcze inne podała mi pani w budce z biletami. Kiedy autobus w końcu przyjechał, zajęłyśmy miejsca i po chwili obie spałyśmy. Miałyśmy za sobą nocną podróż autem z Poznania do Katowic i dzisiejszy dzień upływał nam pod znakiem drzemek, gdy tylko nadarzała się ku temu okazja.
Po około godzinie byłyśmy na miejscu. Przeszłyśmy niewielkim mostkiem na wyspę Ortigia, która przylega niemal do miasta. Siadłyśmy, by coś zjeść. Pogoda była wyśmienita, wręcz upalna mimo połowy października. Zamówiłyśmy specjały lokalnej kuchni, dania z bakłażanem. Były pyszne. Piwo zimne. Do siedzących przy stolikach gości podszedł zespół grajków, w dość zaawansowanym wieku. Przygrywali ochoczo i śpiewali, turyści dołączali się do zabawy klaszcząc i zachęcając do jeszcze skoczniejszych dźwięków. Później mijając zabytkowe ruiny greckiego teatru, wśród uroczych kamieniczek i wąskich uliczek, przez plac z fontanną w kształcie koni poszłyśmy w kierunku morza. Ta pora roku jest doskonała do odwiedzenia Sycylii, jest nadal bardzo ciepło, a turystów znacznie mniej. Miasto od strony wody otacza wysoki mur, który chroni je zapewne przed falami. Na małe, kamieniste plaże można zejść po schodach. Zamoczyłyśmy nogi, woda nadawała się do kąpieli. Syrakuzy były domem Archimedesa, tu się urodził i zginął z rąk rzymskich najeźdźców. Był wybitnym matematykiem, obliczył dokładniej niż dotychczas wartość liczby PI. Ten symbol króluje w galeriach i sklepikach wśród tutejszych pamiątek. My także zakupiłyśmy drobiazgi z ?. Do Katanii wróciłyśmy po zachodzie słońca. Udałyśmy się jeszcze na wieczorną kolację. Po zmroku miasto było rozświetlone i gwarne. W knajpkach siedzieli zarówno mieszkańcy jak i turyści.