Jaki kraj taki pet

  • 23722455_10212550665634127_3899928794086348557_n
  • 23722778_10212550665354120_4552265283477887097_n
  • 23754879_10212550664554100_1508900524037072276_n
  • 23755343_10212550664874108_8914176376332955947_n
  • 23755791_10212550661914034_4994120487442415362_n
  • 23795431_10212550661514024_4482081568076244006_n
  • 23795459_10212550662914059_7863463826369519042_n
  • 23843249_10212550663514074_5240657495279754409_n
  • 23844467_10212550662114039_8876541228847207687_n

 

Wczoraj po południu poszliśmy się przejść. Chcieliśmy wstąpić do lokalnej knajpki, w której wcześniej nie jedliśmy, a w której rok temu stołowali się nasi znajomi Kenijczycy. Idąc tam wpadliśmy niemal na Thomasa. To chłopak, który rok temu trenował z nami, miał ksywę Turkana, bo stamtąd pochodzi, czyli znad Jeziora Turkana na północy Kenii, tuż przy granicy z Etiopią. W Iten jedynie wynajmuje „mieszkanie” i trenuje. Zaprosił nas do siebie. W obejściu siedziały dwie kobiety, jedna obrabiała kolby kukurydzy, druga robiła pranie. Na podwórku biegało dwóch chłopców, na nasz widok tradycyjnie zaczęli się chować. Obok obejścia był mały ogródek, a w nim kukurydza i inne warzywa, część posadzone w osobne pojemniki, może na sprzedaż. Na podwórku była też klatka z kurczakami. Budynek, w którym za 10 usd Thomas wynajmuje pokój, to zbity z desek barak. Pokój miał około 15 m2. Były w nim dwa łóżka, mieszka razem z kolegą, którego wspiera finansowo. Na ścianach były poprzyklejane gazety, nad łóżkiem rozwieszone linki, na nich ubrania. Jedna ściana służyła za aneks kuchenny, stało tam przenośne palenisko opalane drewnem, miska, jakiś garnek i trochę naczyń. Później jak spotkaliśmy Meshacka i powiedzieliśmy mu, że byliśmy u Thomasa zapytał czy ten po naszym wejściu do pokoju powiedział „pozwólcie, że za palę światło”. Z reguły po tym tekście podchodzi i otwiera jedyne w pokoju małe drewniane okno, by wpuścić do środka choć trochę światła. Elektryczności oczywiście nie ma. Chwilę u niego posiedzieliśmy i pogadaliśmy. Okazało się, że w grudniu jedzie na maraton do Chin. Często tam biega albo pejsuje. Dowiedzieliśmy się też, że i on padł ofiarą nieuczciwego menedżera chińskiego. Do dziś nie dostał kasy za drugie miejsce jakie wywalczył na półmaratonie w Chinach. To już kolejny taki przypadek, o którym słyszymy w ciągu kilku dni.

Podczas rozmowy coś chrobotało za ścianą. Myślałam, że to jedna z kur na podwórku. Thomas walnął parę razy pięścią w dyktę na ścianie, a yacool zapytał czy to był szczur. Thomas przytaknął. W pewnej chwili zwierzę wyskoczyło zza dykty i pobiegło pionowo po ścianie. Wrzasnęłam i wybiegłam na zewnątrz. Szczur był olbrzymi, a ja bałam się, że odpadnie od ściany i spadnie mi na kolana. Zaprosiliśmy Thomasa na obiad, nie miałam ochoty więcej wchodzić do środka…

W knajpie dołączył do nas Meshack i jeszcze jeden znajomy Thomasa. Ten ostatni, też biegacz, bardzo zainteresował się treningiem i jego modyfikacją w stosunku do tego co w tej chwili Kenijczycy powielają od lat. Rozmawiali z yacoolem między innymi o roli odpoczynku w treningu. Obecnie większość Kenijczyków trenuje przez lata w ten sam sposób, utrzymując formę na stałe wysokim poziomie, bo nigdy nie wiedzą kiedy zdarzy się okazja, by wyjechać gdzieś na zawody. Tylko najlepsi mogą sobie pozwolić na planowanie startów z rocznym wyprzedzeniem. Dzięki czemu mają okresy wzmożonego treningu, a potem odpuszczenia. Reszta trenuje do upadłego, czyli do kontuzji.

Po patio knajpki, gdzie poszliśmy na obiad biegał młody szczeniak, szukając resztek kości. Nie reagował wcale na nas, nie chciał podejść. Tu nikt nie głaszcze psów, ani nie trzyma ich w domu. Pies nie jest do głaskania tylko stróżowania na dworze. Klifton, który nas obsługiwał zapytał czy chcę zupę. Obok na palenisku stał wielki gar. Podprowadził mnie do niego i podniósł pokrywkę. Wewnątrz gotowały się owcze łby. Drugi raz odskoczyłam z obrzydzeniem. Natomiast po chwili ten łeb wylądował na talerzu Thomasa, który z zadowoleniem obgryzał żuchwę z mięsa i zajadał się jęzorem. Yacool też spróbował i bardzo mu jęzor zasmakował. Od tego jedzenia podobno się szybko biega. Mdliło mnie na sam widok. My zamówiliśmy chapati z warzywami, sukumą, managu i kapustą. Poprosiłam o czarną herbatę i po dokładnym wyjaśnieniu co to oznacza dostałam pół termosu.

Dziś też poszliśmy tam na obiad. Po tanzańskim wypadzie postanowiliśmy trochę zacisnąć teraz pasa. Za dzisiejszy obiad z herbatą zapłaciliśmy w sumie 3 usd. Czekają nas jeszcze negocjacje z Wilsonem, jak zwykle jest ciężko uchwytny. Dziś wpadliśmy na niego wracając z obiadu. Wyjeżdżał właśnie swoją nową Toyotą z hotelu. Spieszył się na samolot do Nairobi. Wraca w poniedziałek wieczorem i sam zadeklarował, że od wtorku rano jest do treningowej dyspozycji yacoola. Zobaczymy…

Dziś rano sobie potruchtaliśmy. Drogowcy przygotowują drogę do położenia asfaltu, dzięki temu udało nam się trafić na fajny, płaski odcinek, bez muld i w miarę miękki. Deszcze się skończyły więc nic nie powinno popsuć tej nawierzchni w najbliższym czasie. Dziś do południa zrobiliśmy też z Meshackiem trening ekscentryki. Yacool rozpisał mu plan treningowy na najbliższe 4 miesiące. Inny schemat niż ten wg którego Meshack i cała reszta do tej pory trenowali. Czas pokaże czy się będą umieli przełamać i wyjść spoza swojego utartego schematu. Meshack opowiedział nam, że po marcowym maratonie przez trzy miesiące codziennie biegał podbiegi, 500 m w górę i powrót, w sumie 10 km. Do tego pozostałe treningi, w sumie 210 km/tydzień. To od tego ma teraz takie mocne giry. Yacool w porównaniu z nim wypadł blado.

 

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna jest chroniona przez reCAPTCHA i Google Politykę Prywatności oraz obowiązują Warunki Korzystania z Usługi.