To se ne wrati…
Dziś wyspaliśmy się za wszystkie czasy, prawie 12 godzin niczym niezakłóconego snu. Obudziła nas dopiero ekipa, która przyjechała do hotelu na kilkudniową konferencję. Od rana robili sobie pamiątkowe foty na dziedzińcu, głośno rozmawiając i śmiejąc się. Około 9 poszliśmy pobiegać, ale o tej godzinie słońce już mocno grzeje. Jutro musimy wstać wcześniej. Koło południa zrobiliśmy sobie spacer na stadion Kamariny. Na skrzyżowaniu, z którego skręca się z głównej drogi do naszego hotelu postawili dużą tablicę informującą o tej inwestycji. Jest na niej napisane, że projekt ma być zrealizowany do 2030 roku. Długo. Zwłaszcza, że nie licząc płatnego stadionu Lorny Kiplagat innego tu nie ma. Jest to spore utrudnienie dla biegaczy chcących robić treningi szybkościowe, speedworki.
Teren całej inwestycji jest ogrodzony siatką. Obeszliśmy go niemal dookoła szukając jakiejś dziury, przez którą moglibyśmy wejść do środka. Nic nie znaleźliśmy więc cofnęliśmy się do głównej bramy. Próbowaliśmy przecisnąć się przez szczeble bramy, ale niestety nasze ciała nie są tak smukłe jak kenijskie. Yacool spróbował otworzyć bramkę, okazało się, że nie jest zamknięta na kłódkę i weszliśmy. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze… Zeszliśmy na dawną płytę stadionu. Zrobiło mi się naprawdę smutno. Wszystko jest wyrównane, trawa, na której zawsze pasły się stadka owiec zaorana. Stara drewniana trybuna, pomalowana w kolory kenijskiej flagi, pod którą nie raz chowaliśmy się przed deszczem zburzona. Teren w tym miejscu wyrównany, wielkie hałdy ziemi odsunięte na bok, by dać miejsca budowie nowych trybun. Nowa trybuna, której budowę widzieliśmy rok temu zdaje się być nieruszona od czasu naszej ostatniej wizyty. Dziś jest czwartek, ale na placu nie było nikogo, żadnych robotników czy sprzętu. Obeszliśmy sobie teren dookoła wzdłuż i wszerz. Na skraju stadionu rosła wielka, rozłożysta akacja, pewnie każdy kto tu kiedyś był ma ją na zdjęciu. Już jej nie ma… Poczułam, że coś bezpowrotnie się skończyło. Szkoda.
Postanowiliśmy przejść się jeszcze na punkt widokowy, który jest za stadionem. Jak ukończą budowę może się okazać, że dojście do tego miejsca będzie niemożliwe. Z tyłu budowanej trybuny jest nowy budynek z szatniami, był tu już rok temu oraz jakiś barak. Siedział przed nim facet, podeszliśmy się z nim przywitać. Jest strażnikiem i przyglądał się naszym poczynaniom. Trochę nam opowiedział o budowie. Zaczęli ją w maju, ale w październiku musieli przerwać ze względu na ulewne deszcze i powtórne wybory. Wkrótce niby prace mają być wznowione, a ukończenie stadionu ma zająć nie więcej niż rok. Trudno mi w to uwierzyć. Jak się uda, to za rok sprawdzimy. Stadion ma mieć dwie kryte trybuny dla VIPów, pozostałe otwarte dla reszty widzów. Ma to być stadion narodowy, na którym będą rozgrywane międzynarodowe imprezy. Zastanawiamy się tylko jak na wyniki, zwłaszcza wśród potencjalnych białych zawodników, wpłynie wysokość, to w końcu około 2400 mnpm. Na moje oko także miejsca jest dość mało na takie duże trybuny… Poza obiektem mają być parkingi dla aut, w planach jest też budowa hotelu. No i oczywiście droga asfaltowa prowadząca na stadion. Gdzieś w pobliżu ma też powstać drugi stadion, otwarty dla wszystkich, na którym tak jak dotychczas będą mogli trenować lokalni biegacze. Na nim nie będzie tartanu tylko ziemia jak dotychczas na Kamariny. Rozejrzeliśmy się po okolicy szukając miejsca, gdzie faktycznie mógłby powstać. Niedaleko jest nieduża mleczarnia i szkoła. Pytaliśmy lokalsów, ale nic nie wiedzieli.
Wracając z punktu widokowego zaczepił nas jeszcze strażnik. Wcześniej nam towarzyszył i potwierdził, że o świcie przy bezchmurnym niebie widać stąd Mount Kenya. Może któregoś ranka sprawdzimy. Strażnik poprosił nas czy kolejnym razem jak tu przyjdziemy możemy dać mu buty. No niestety nie, bo wtedy yacool wracałby do Polski w sandałach… Wszystkie buty wydał już Meshackowi. Daliśmy mu jednak napiwek za jego informacje, a on w podziękowaniu poprosił byśmy się wpisali do „księgi pamiątkowej gości”.